czwartek, 29 sierpnia 2019

wszystko dobre dopiero przed nami
nie za nami nie dawnej nie dziś
niczym anioł z białymi skrzydłami
spłyną z nieba najlepsze z twych dni

dotkną duszy serdecznie i ciepło
tym czekanym utkanym z twych snów
i poczujesz się słodko i lekko
i zamilknie litania złych słów


więc poczekaj jeszcze przez moment
może miesiąc a może tydzień
życie przecież jest nieodgadnione
nawet kiedy w twym sercu grudzień

am

wtorek, 27 sierpnia 2019

noce znów jakby dłuższe
coraz więcej w nich mroku
błądzisz wśród bezsenności
krok bezradny po kroku

w natłoku samotności 
nikogo nawet cienia
przepadł jak ty w ciemności 
sen nie do przebudzenia

i choć przestaniesz szukać
i choć przestaniesz pytać
gdy zgasną wszystkie gwiazdy
jak zawsze zacznie świtać

am
podobno w świętokrzyskim
kobiety latają na wszystkim
zwłaszcza na miotle gdy burze
(mają to chyba w naturze)

chęcińskie czarownice
noszą czerwone spódnice
i wstążki w ciemnych włosach
plecionych z ruty gdy rosa

bezdrożem się przechadzają
w ognikach bagien czekają
na zbłąkanego wędrowca
by wodzić go po manowcach

jeśli się zgubisz przypadkiem
w kieleckim a na dokładkę
znajdziesz się tam gdzie Łysica...
w mig cię zniewoli diablica!

bo wiedźma czarna czy biała
w czarach swych jest doskonała
(i nawet taka w błękicie
omami na całe życie ;) )

am
jesteś moją ciszą 
którą w sobie słyszę 
gdy zasypia świat

słonecznym dobranoc
karpiem na wielkanoc
przegraną bez strat

nadzieją na jutro
bajką gdy mi smutno
kaloszem gdy deszcz

więcej nie opowiem
mowa jest pustkowiem
a ty... przecież wiesz

am

Bury


mówią że ze mnie trzpiot
że umiem skakać przez płot
i umiem pleść androny
lepiej od twojej żony
skuteczna bywam na tyle
że budzę w brzuchach motyle
(i chociaż martwych nie wskrzeszam
w głowie niejednej namieszam)


mówią że ze mnie kokietka
przekorna lotna istota
a jednak czasem się natnę
i... szczerze kogoś pokocham
wtedy przymykam oczy
maskuję ostre pazury
i chodzę za nim krok w krok
wdzięcząc się niczym kot bury...

wtorek, 20 sierpnia 2019

Jej

przyśniłaś mi się dzisiaj 
taka jasna i ciepła 
wpadłam w twoje objęcia
w zapach szarego swetra

poczułam się jak kiedyś
beztroska roześmiana
cały świat - twe ramiona
dłonie oczy kolana

a ty się z rąk wymykasz
bledniesz oddalasz znikasz...
kołysankę mi zanuć!
-
budzi mnie śpiew słowika

am

poniedziałek, 19 sierpnia 2019


foto: Anna Wójtowicz-Wnuk

że dla ciebie kiedyś była światem
nie potrafisz i nie chcesz powiedzieć 
za to umiesz przypomnieć raz setny
historyjkę o słonym obiedzie

nie pamiętasz koloru jej oczu
smaku ust ani skąd przybyła
za to wiesz jak zacisnąć dłoń w pięść
by się drżąca w fotelu skuliła

nie wiesz o czym śni o czym marzy
kiedy w głos się ostatnio zaśmiała
za to sprawiasz że z każdym świtem
staje się bardziej smutna i mała

może kiedyś rozpłyniesz się w mroku
i wypuścisz z rąk jej sznureczki
będą mogły znów zalśnić gwiazdami
puste oczy szmacianej laleczki

am

niedziela, 18 sierpnia 2019


na przeciwległych brzegach
rwącej rzeki mieszkali
dzielił ich tylko szum wody
i nigdy się nie poznali

lubił patrzeć jak latem
na stromym brzegu siadała
wiatr mieszał z hukiem wody
melodię którą śpiewała

piosenkę której nie znał
a w serce wpadła głęboko
bo duszę ludzką niosła
wysoko ku obłokom

wyjechał na lat kilka
wraz z nim myśli uparte
by most zbudować co złączy
ciała błękitem rozdarte

wrócił w rodzinne strony
spełnić młodzieńcze pragnienie
wraz z mostem na brzeg drugi
zanieść swe przeznaczenie

przywitał go szmer wody
i pustka dzikiej plaży
i strach że żadne z marzeń
nigdy się nie wydarzy

mówili że po kimś tęskni
a może kogoś straciła
że z tej tęsknoty gorzkiej
w szum rzeki się rzuciła

zabrała w wodę melodię
którą wiatr z falą kołysał
czasem przy pełni księżyca
ktoś we wsi śpiew jej słyszał

dźwięki których już nie ma 
płyną wciąż rzeką szeroką
zostało w nim na zawsze
ukryte w sercu głęboko

dręczące pytanie: dlaczego….?
nigdy się tego nie dowie
historię dziewczyny znad rzeki
wiatr wierzbom zimą opowie

am

gdzieś pomiędzy jaśminem
a krwistą jarzębiną
zostaje czas co zwykle
nazbyt szybko nam minął

czas nie do odzyskania
bujny gorący i zmienny
już nie pachnący wiosną
a jeszcze nie jesienny

kiedy co młode znika
a co stare wciąż czeka
kiedy cię życie niesie
gwałtownie niczym rzeka

w pamięci jeszcze zachwyt
nad pierwszym pąkiem w sadzie
a już zanurzasz palce
w wieczornych wiatrów chłodzie

gdy jesień stanie w progu
z ostatnim w dłoniach kwiatem
uśmiechnij się do wspomnień
tęskniąc już zawsze za late

am

sobota, 17 sierpnia 2019



nie oceniaj mnie po wyglądzie
foto: Anna Wójtowicz - Wnuk

że mam nos garbaty i długi
wokół bioder kolejną oponkę
wiem wiem, tyłek od dawna za gruby

nie definiuj mnie przez mój wiek
poprzez zmarszczki widoczne na twarzy
każda z nich przypomina mi
chwilę która się już nie wydarzy

nie opisuj mnie schematami
nie przykładaj do tabel i wzorów
i nie wpisuj na siódmym miejscu
swojej listy poznanych potworów

lepiej przemilcz co przemilczeć trzeba
lepiej zostaw co jeszcze coś znaczy
i zachowaj w pamięci smak nieba
ono jest najsmaczniejszym z tłumaczeń

am




dziś znów mi powiedzieli
że ciebie wcale nie ma
że to dla plebsu mrzonka
że jedna wielka ściema

że głupio jest tak wierzyć
że ciebie być nie może
i nijak się odnaleźć 
nie umiem w tym... mój Boże

patrzę jak ptaki w chmurach
pikują w stronę słońca
i mimo że są blisko
nie znajdą nieba końca

nieba w którym gdzieś mieszkasz
na tronie siedzisz białym
i jesteś taki czysty
święty i doskonały

brodę masz długą szarą
spojrzenie zatroskane
skąd o tym wiem? bo kiedyś
spytałam o to mamę

dopiero gdy dorosłam
kiedy poznałam życie
pojęłam że ty wcale
nie siedzisz gdzieś na szczycie

jesteś w piosenkach drozda
i w szumie traw nad stawem
i w oczach malca kiedy
ociera łzy rękawem

w każdej zmarszczce staruszka
w wietrze co chmury goni
w uśmiechu ukochanych
w ciepłym uścisku dłoni

w mgłach co nad ranem rzedną
w gwiazdach co lśnią na niebie
i w zapachu maciejki
ciągle znajduję ciebie

jeżeli kiedyś po tobie 
świat wdzieje czerń w żałobie
nie bój się - ja wtedy
skryję cię Boże... w sobie

amdziś znów mi powiedzieli

że ciebie wcale nie ma
że to dla plebsu mrzonka
że jedna wielka ściema


że głupio jest tak wierzyć
że ciebie być nie może
i nijak się odnaleźć 
nie umiem w tym... mój Boże

patrzę jak ptaki w chmurach
pikują w stronę słońca
i mimo że są blisko
nie znajdą nieba końca

nieba w którym gdzieś mieszkasz
na tronie siedzisz białym
i jesteś taki czysty
święty i doskonały

brodę masz długą szarą
spojrzenie zatroskane
skąd o tym wiem? bo kiedyś
spytałam o to mamę

dopiero gdy dorosłam
kiedy poznałam życie
pojęłam że ty wcale
nie siedzisz gdzieś na szczycie

jesteś w piosenkach drozda
i w szumie traw nad stawem
i w oczach malca kiedy
ociera łzy rękawem

w każdej zmarszczce staruszka
w wietrze co chmury goni
w uśmiechu ukochanych
w ciepłym uścisku dłoni

w mgłach co nad ranem rzedną
w gwiazdach co lśnią na niebie
i w zapachu maciejki
ciągle znajduję ciebie

jeżeli kiedyś po tobie 
świat wdzieje czerń w żałobie
nie bój się - ja wtedy
skryję cię Boże... w sobie

am




jest taki dom w oddali
śpi nad nim księżyca nów
wracam w te strony myślami
często...wciąż częściej... i znów

w oknie drży lekko firanka
jakby wciąż dłonią gładzona
jakby czekała aż wrócę
w lawendach schowana, ona

jakby się cieszył z mych kroków
w pokoju fotel bujany
pamięta zapach jej włosów
i wzrok mój roześmiany

kuchnia pachniała szarlotką
- żadna już tak nie smakuje -
że siebie dałam zbyt mało
chyba najbardziej żałuję

jest taki dom w oddali
dom w którym został mój świat
dom w którym w każdym z pokoi
mieszka dziś tylko wiatr

am


aniele boży stróżu mój
ty tyłem do mnie stój
rano wieczór we dnie w nocy
przymknij proszę na mnie oczy

westchnij ciężko popatrz w górę 
strzepnij z ramion garstkę piórek
pomyśl: "Boże co ja mogę...?"
trzaśnij drzwiami i daj nogę

nie zaskoczy go to przecież 
że polatać chcesz po świecie 
czasem anioł w aureoli
musi sobie poswawolić

a gdy znudzisz się widokiem
przyleć do mnie siądź pod oknem
i zastukaj jasnym piórem
brwi zdziwione unieś w górę

że ucichł we mnie harmider
i szukam cienia twych skrzydeł...
ale teraz tyłem stój 
aniele ty boży mój

am

Do Czytelnika

zaczepiają mnie czytelnicy
w sklepie w parku lub na ulicy
zatroskani ostatnim mym wierszem
twierdzą że czasy przyjdą lepsze
a i nieraz winszują mi szczerze
że odmawiam "takie" pacierze
(czasem złożą też kondolencje
bo ktoś ponoć dziś złamał mi serce)

gdyby wierszem się zasugerować
musiałabym co dzień od nowa
kochać cierpieć zostawiać i wracać
a gdzież życie normalne i praca?

wiersz jest wierszem drogi czytelniku
i emocji w nim bywa bez liku
ale nie jest tak - słowo daję! -
że co w wierszu to faktem się staje

wszak nie mogę być zakochana
gdzieś o siódmej trzydzieści z rana
po czym chwilę po siedemnastej
jako singiel maszerować miastem
by na moment przed dwudziestą trzecią
z lubym bajki czytać naszym dzieciom!

proszę o odrobinę rozsądku
nie, napiszę wprost dla porządku:
u mnie wszystko cudownie i Ania
łez nie łyka z powodu rozstania

a że piszę o smutku i mgłach...
to jedynie dlatego że ja
trochę w życiu przeszłam i widziałam
i niejedno od ludzi słyszałam

więc mnie czasem czyjś los tak wzruszy
że się dusza płaczliwa poruszy
i powstanie rzewliwy sonet
ale na tym rozpaczy mej koniec

podsumujmy: cokolwiek piszę
to dlatego że widzę i słyszę
innych, nie zaś że sama przeżywam
- aktualnie jestem bardzo szczęśliwa! :) -

(Z dedykacją dla tych czytelników,
których mam ostatnio bez liku,
z pasją interpretujących me wnętrze
- ono często jest inne niż wiersze... ;) )
am


pomiędzy nocą i mgłą
a na chwilę przed wschodem
wracam myślą do ciebie
choć już wrócić nie mogę
do tego co przepadło
co na niepamięć skazałam
tego co z rąk wypuściłam
i czego nawet nie miałam
do snów bez przebudzenia
do poranków bez słońca
i w tych mgłach spaceruję
i mogę tak bez końca
szukam dnia zgubionego
w którym ja w którym ty
dziwnie jest czuć że nic nie ma
i widzieć tylko mgły


am
- / -

Ojcze Nasz, któryś jest w niebie
- tak mi się chce dziś do Ciebie...-
Święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje
- że się z Twym progiem minę naprawdę się boję -
Bądź wola Twoja...
- choć zwykle wolę, gdy moja -
... jako w niebie tak i na ziemi
- spójrz na mnie łaskawiej, może coś się zmieni? - 
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj
- wiesz, że moja sąsiadka głodziła synka, Krzysia? -
I odpuść nam nasze winy...
- nie, my nie zapomnimy... - 
... jako i my odpuszczamy naszym winowajcom
- mordercom, donosicielom, oprawcom, katom, zdrajcom?!? -
I nie wódź nas na pokuszenie...
- sami tam dotrzeć umiemy przez bezradność, cierpienie -
... ale nas zbaw ode złego.
- serdecznym mi bądź kolegą
i podaj rękę na zgodę
gdy spojrzeć Ci w oczy nie mogę...
Słyszysz czasami mój lament?
Tak, wiem, jeszcze amen...-
Amen.


am


powiedzieli mi że odszedłeś
że już szukać nie muszę
że koniec
nie umiałam uwierzyć
przecież
wciąż pamiętam jak ciepłe masz dłonie...


powiedzieli mi że nie żyjesz
że się z wiatrem przechadzasz
w obłokach
nie umiałam uwierzyć
bo po co
ci obłoki gdy ja cię tu kocham?

powiedzieli mi: ty żyj dalej
idź do przodu nowe stawiaj
kroki
nie potrafię zrozumieć
gdzie mam
stawiać kroki gdy wkoło obłoki...
?

am

zawróciłeś

- / -


zawróciłeś mi w głowie
oczy twe kakaowe 
zawróciłeś mnie z drogi
na bagna na rozdrogi
czas mi też zawróciłeś 
znowu liczą się chwile

gryzę się czasem myślą 
byś na koniec jeszcze
sam siebie zawrócić nie chciał...
i chwytam powietrze

am


oczy masz tak smutne jak wtedy
gdy z walizką znikałam o świcie
stałaś drobna bez słów za firanką
i patrzyłaś jak biegnę w życie


potem znów tak na mnie patrzyłaś
gdy jak pies zbity siadłam w fotelu
a ty lekko gładziłaś policzek
i mówiłaś że takich jest wielu

trzeci raz miałaś tamten wzrok kiedy
lekarz cicho szeptał o diagnozie
stałam wtedy bez słów za firanką
w takiej samej jak ty kiedyś pozie

ranki bardziej są szare i zimne
lato wschodzi lecz już nie tak samo
na tym zdjęciu w albumie masz oczy
takie smutne jak wtedy, mamo

am


już kiedy miałam lat cztery
mówili żem kawał cholery
minuty nie spędzę w spokoju
pędzę jak wiatr po pokoju


dziś gdy czterdziestka na karku 
nie jestem lepsza - tak Darku ?
czy Kasiu? czy kto zna mnie jeszcze?- 
w prawidłach się żadnych nie mieszczę

śpiewam gram piszę błaznuję
obiadów na czas nie gotuję 
bzy w deszczu fotografuję 
donikąd wciąż podróżuję

nie dbam co trzeba wypada
nie znam spod piątki sąsiada
i plotek o pani z mięsnego 
daleka jestem do tego

głód wrażeń mnie nosi po świecie 
taka natura - powiecie 
a ja wiem że w mojej duszy
gwiezdny się pył zawieruszył
co każe mocniej i dalej...
i jest mi z tym doskonale! 


am


odpowiem ci z bliska
półszeptem że jestem
że jesień że wrzesień

że wnikniesz
przenikniesz
że znikniesz

i urwę wpół słowa
gdy noc zrani mowa

czas znajdę na dotyk
i oddech od nowa
przybliżę oddalę
ogień w nas zapalę
ocalę

po cichu do ucha
szeptunka szeptucha
odpycham przeklinam
uwodzę zatrzymam
zaklinam

szeptucha szeptucha....

a on śpi
on nie słucha
śni

księżyc
i ty

am


mogłabym ci powiedzieć
że każda tęcza na niebie
lśni wyłącznie dla ciebie
że w piersi mej tętent mieszka
dwudziestu tysięcy koni
co nie śpi i nie zmierzcha
że los mój trzymasz w dłoni
i że na niebie się złocą
girlandy twych oczu nocą

tylko po co?

wolę ci dać w potrzebie
miodu na razowym chlebie
i uścisk dłoni o świcie
kiedy przygniecie życie
łzę obetrzeć bezradną
nim troski w poduszkę opadną
nie pytać kiedy zbyt boli
i w sobie ciebie oswoić
łagodnie i powoli

pozwolisz?

am

... 44 ...



wtedy właśnie tak stała
skryta za firanką
skóra spięta i drżąca
pod różową halką
w której cała zamarła
kiedy trzasnął drzwiami
i w oknach odtąd żyła
z innymi matkami

odliczała godziny
z czasem dni tygodnie
uczyła się spać wszędzie
trwożnie niewygodnie
czekając aż powróci...
los zagrał złą kartą
zostawił ją z pytaniem:
"było wtedy warto?"

nie zna miejsca gdzie leży
ani słów ostatnich
ile miał na koszuli
od krwi plam brunatnych
czy się bał gdy nad głową
mu świstały kule?
i czy wtedy za rękę
ktoś go trzymał czule...?

w pomarszczonych jej dłoniach
różaniec pomięty
na ustach jedno ciche:
"Boże wielki święty
nigdy więcej...obiecaj..."
patrzy martwym wzrokiem
w niebo ponad dachami
bledsze rok za rokiem

---
kiedy o siedemnastej
zawyją syreny
świat znów stanie na chwilę
...
i nic się nie zmieni

am

Cicha noc




Choć jest piąta rano
zaparzyłam kawę 
i myślę czy czas już 
rozpocząć rozprawę...

Usiadłam w fotelu,
po głowie się drapię
i myślę: Na Boga,
czemuż on nie chrapie?!?
Przecież zawsze chrapał,
a tu leży w ciszy...
(jak mi dudni serce
pół klatki już słyszy...)

Pół biedy gdy umarł,
(wieczne spoczywanie...)
gorzej jeśli mu przeszło...
(ratuj Chryste Panie!)
No bo czemuż on taki?
Nie chrapał nie wierzgał...
Może coś mu się śniło?
Albo kochać przestał?
Tak, na bank brak uczucia 
zamanifestował,
bo inaczej dlaczego 
by się tak zachował,
że noc całą bez ruchu
w ciszy leżał obok?

Wszystko w głowie układam.
(Nie byłabym sobą,
gdybym nie ułożyła)
O, się budzi! Zerka...
(Może będę dziś miła?
- nieważna rozterka -
i zapytam znad kawy
zanim złapie wątek:
Czy mnie kochać przestał?
Czy to był wyjątek,
że zapomniał dziś chrapać
i mi zburzył spokój?)

A on ledwo przytomny
popatrzył na pokój,
na mój wzrok w nim utkwiony,
okno, fotel, kawę, 
ręką machnął i rzecze:
"Pewnie to ciekawe,
co mi musisz powiedzieć, 
lecz piąta dopiero! 
Więc się kładź i nie szalej
wariatko, cholero...
Przytul się i zasypiaj."

Ramieniem przydusza,
a ja czuję jak we mnie, 
znów odżywa dusza!
Jak przez uszy mi serce
wypełnia radocha:
Boże, zasnął i chrapie!
Chrapie! Czyli kocha! 
:D

am


Tobie Panie dziękuję
za to co się nie udało
za to czego nie było
i czego było za mało
za to co mi zabrałeś
i czego mi odmówiłeś
i za to że mnie nieraz
z dna ciężko podnosiłeś
kiedy uparcie twierdziłam
że się odwracasz w potrzebie


a ty mi włosy gładziłeś...
wszystko mam
bo mam Ciebie

am
- / -

jak dobrze jest wstawać rano
gdy wszystko jest niedokonaną
gdy wszystko jest jeszcze możliwe
nietknięte lekkie wrażliwe


nawet w poranek z deszczem
wierzyć w szczęście co wreszcie
przyjdzie z budzącym się świtem...
witać go stale z zachwytem

pod skórą mieć garść nadziei
że wszystko się jeszcze odmieni
że pierwszy promień słońca
roztopi żal ... do końca ...

am


po zachodzie słońca 
szukaj mnie wśród traw
tylko lekko stąpaj
nie wpadaj jak wiatr

ten umie mnie rozmyć
jak rankiem dmuchawce
że zniknę z mieszkania 
ze snów i w słuchawce

więc przychodź ostrożnie 
i odmierzaj słowa
jedno nierozważne -
wichura gotowa...

am

Hmm...


naprawdę nie wiedziałam...
skąd niby wiedzieć miałam
że to ostatni raz?

przedostatnie spojrzenie
ostatnie przytulenie
że zamkniesz drzwi tak cicho
szepniesz "aaa pal to licho..."
i zatrzymasz mi czas

że już nie będzie ciebie
mnie naszych gwiazd na niebie
dni w czekaniu udrękach
i chabrów w twoich rękach
bo nie ma już nas

- -
niesmak ostatniej wieczerzy
z czasem mi się uleży
i minie ssanie w trzustce
zapomnę twoje słowa
że trzeba żyć od nowa
choć mnie zostawiasz w pustce

nie zostaję w nicości
na twym miejscu zagości
ktoś wkrótce...

am


taki mój grzech
że kocham cię
że budzę się przed świtem
i szukam twoich dłoni
że tego jak na mnie patrzysz
nic mi nie zasłoni
że nie widzę jak sąsiad
puszcza do mnie oko
że z zająców na ścianie
śmieję się szeroko
że dzień kończy się tobą
i tobą zaczyna
że wścieka się na mnie
twoja ex dziewczyna
że choć ranki są zimne
to jakby goręcej
i że odkąd tu jesteś
życia we mnie więcej


podobno to grzech
że kocham cię
wiesz?

am


mozaika wzorów śpi na suficie
szarosrebrzyste cienie
plączą się płyną tulą w zachwycie
jak myśli moje do ciebie

zmieniają kształty zwierają szyki
księżyc wyznacza im drogę
powiedz co czujesz - słyszę ich krzyki
i wyznać nic nie mogę

jesteś tak blisko obok w słuchawce
dzieli nas tylko cyfr dziewięć
czy myślisz o mnie? czy jak dmuchawce
marzenia te? nie chcę wiedzieć

suną przez ściany senne obłoki
w nowiu skąpane w żałobie
przez nocny sufit myśli potoki
bezbrzeżnych płyną ku tobie

am

jakże się kiedyś pięknie
kochać pragnąć dało...
tęsknił rozum i serce
tęskniło też ciało
listy się gdzieś z daleka
przez gołębia słało
a na odpowiedź dni albo
tygodnie czekało

albo wiersze pisało
perfumą pachnące
zdania skrzętnie składało
w myśli ciepłe drżące
tak by serce poruszyć
tak się poczuć blisko
i czyjeś oczy wzruszyć
dać przez list to wszystko
czego ci tak brakuje...
(dzisiaj człowiek co stracił nawet nie pojmuje)

nie ma westchnień i wyznań
kwiatów gdzieś na łąkach
i inny smak ma nawet
daleka rozłąka
w dobie skype`a whatsApp`a
komunikatorów
próżno nam oczekiwać
ognistych amorów

masz pod ręką na co dzień
twarz i głos i słowa
obrazów wszelkich masę
aż ci pęka głowa
i czasem aż się marzy
by ten miły miła
choć na chwilę się z netem
wreszcie rozłączyła

by się dało zatęsknić
by się zapragnęło
i po papier listowny
z westchnieniem sięgnęło
by słowa najcenniejsze
drżącą ręką skreślić
i to jak bardzo kochasz
w kilku liniach zmieścić

am
- / -

w trawie leżę bezdrożnej
i liczę obłoki 
miękkowełne owieczki
i skrzydlate smoki
zapach malin rozgrzanych
na mym nagim brzuchu
miesza się z twoim szeptem
bliskim tuż przy uchu
czas się ściera z bezczasem
kreśli kształty w niebie
chcę dziś czego chcieć warto
trawy malin ciebie


am

Dworcowy


Na dworcowych peronach
królują rozstania.
Całe są w obietnicach
rychłego spotkania.
Jeszcze ciepłe od ramion,
a już rozdzielone.
Dworce są rozstaniami
smutno wypełnione.

Lecz nie to mi na dworcach
w piersi dech zapiera,
a powitania nieme,
których czasem... nie ma.
Oczy wypatrujące
czy ów sensem zwany
wysiądzie? Lub czy czeka?
Jedyny... kochany...

Jego nie ma. I wyciągnięte
dłonie zastygają,
niewypełnione ramiona
cicho opadają,
jak mrozem ścięte liście...
Lód żar serca zajął.

Drzewa też stoją do końca
kiedy umierają...

am
ja już się bardziej nie zmienię...
wiodły mnie na pokuszenie
wiatry ciemne gorące 
przyćmiewały mi słońce 
a mimo to do końca
zostałam cicha śniąca

ja się już mniej nie zmienię 
nawet wbrew lub dla ciebie
choć mnie twoje milczenie
cięło niczym kamienie
cięło jak ciszę petarda...
zostałam silna i twarda

- - -
śpią we mnie górskie strumienie
chłód wschodu zmierzchu czerwienie
kołują i się mieszają
w piasku swój ślad zostawiają

czy po manowcach czy drogą 
umiem być tylko sobą

am



ciebie który przemykasz przecinasz mój świat
w jasnym kadrze zamykam
na kilkadziesiąt lat
dwa przykrótkie spojrzenia
głuchy migawki trzask
jesteś choć już cię nie ma
został oczu twych blask


am
- / -

jadę w deszcz do ciebie
jadę w chmury ciemne 
kłębią się nad głową 
myśli nadaremne
bo wiem że mnie w burzy
odnajdzie rozstanie

nie mam nic po tobie
tęcza mi zostanie

am



stukot pociągu niezmiennie
ludzkie losy rozlicza
łzy twe tuż po rozstaniu
pamięta i przelicza
a innym już odmierza
sekundy do poznania
i miesza się w stukocie
smak spotkań i rozstania

skądkolwiek los cię niesie
i dokądkolwiek zmierzasz
wiedz że w całości przyszłość 
rytmowi kół powierzasz
nim zniknie za plecami
to przed czym wciąż uciekasz
lub za czym tęsknisz, stukot
poniesie cię jak rzeka

- - -
w perlistej mgle horyzont
majaczy przeznaczeniem
los się uśmiecha chytrze
odpowiada milczeniem
a stukot kół po szynach
po kres z tobą zostanie
aż po ostatnią stację
gdzie pociąg lub serce
(zo)stanie

am
- / -

daj nam Panie

aby dwóch się już nie biło
by trzeci skorzystał

by kosa na kamień
nie trafiała 
za to my zawsze na a nie
pod wóz

byśmy źle ścieląc
w cudzych łóżkach
wyspać się mogli

i byśmy każdy dzień 
bez lęku chwalili
przed zachodem słońca

am



tak się tatuś do mnie zwraca
gdy z roboty późno wraca:
każda praca się opłaca
nawet gdy się szef odwraca
gdy go pytasz o awanse
czy najmniejsze nawet szanse
na podwyżkę od pierwszego
- warto tyrać wraz z kolegą

z czasem pozna twe zalety
wady siły i sekrety
wykorzysta słabe strony
przechrzci rano najeżony
a gdy ci się zbyt polepsza
powie krótko: ty wypie...asz!

zatem głowę pochyl skromnie
stań w szeregu tuż koło mnie
i wyglądaj na pustaka
bo w tym kraju moda taka
że nie liczą się nauki
wyżej zajdą proste tłuki
liżące szefa po du...ie
( ja nie! mnie zbyt w krzyżu łupie ;) )

am


nudno... pusto...- narzekasz
a ja lubię czekać 
na to co wiatr gna w chmurach
co przyniesie rzeka 
nie pospieszać zegarów 
nie rwać kalendarzy 
tylko z cichą nadzieją
czekać co się zdarzy

a gdy przyjdzie nareszcie
to czekane dobre 
spojrzeć szczęściu wprost w oczy 
bo oczy ma mądre 
i szepnąć mu cichutko:
czekałam tak długo 
że mi się zdajesz dymem
mirażem ułudą
ale jesteś więc zostań 
pomieszkajmy razem
dni mych wypełnij otchłań 
snów bądź drogowskazem

am

Kolanko


Zaspana nadal była, tarła oczy zmrużone
gdy on przypomniał sobie o tym, że ma też żonę
i jej obiecał z rana wymienić w zlewie kolanko...
Cholera jak je zmienić, gdy leży tu z kochanką?
W dodatku ta już czeka na dawkę rannych czułości...
(popatrzył na nią i bardzo sam sobie pozazdrościł)

No tak, ale kolanko! "Powiem, że jadę do mamy
bo chora, a po drodze skoczę do Castoramy
i kupię to kolanko!" Żegna się czule z kochanką
gdy ta usteczka w dziób składa i rzecze: "Jakaś baba
dzwoniła i w słuchawkę o kolanku prawiła
że skręciła czy coś tam...? Nie wiem, się rozłączyła..."
Czerwona w nim się lampka natychmiast zaświeciła
i pyta: "A ty kociaczku, co jej odpowiedziałaś?"
"A niewiele... Spierd...laj, i ogólnie ku...wa mać!
Po chu...j tak dzwoni z rana? Naprawdę poje...ana..."
I oto jedna mniej w życiu kobieta ukochana...

Gacie naciąga on prędko pędzi na łeb do żony
może jej jakoś wyjaśni problem ten wielce złożony?
Po drodze prędziutko kupił kolanko w Castoramie.
"Wiem – myśli – Powiem, że w nocy siedziałem przy chorej mamie!"

Wpada do domu.....cisza. Nikt go nie wita nie tuli
za to pod zlewem w kuchni siedzi już hydraulik
i kolanko dokręca. Żona go gestem zachęca
by usiadł obok przy stole i mówi mu: "Matole,
Janusz już skręcił kolanko, kiedy ty byłeś z kochanką,
więc idź już do roboty. Skończone ze zlewem kłopoty.
Janusz na wszystko ma radę. Przyjmę na stałe Janusza.
I nie oponuj! Wiem dobrze, że cię to wcale nie rusza!
Ty masz ją... a ja jego. Zegar mój dawno tyka
i to ostatni jest moment by złapać hydraulika
co i kolanko naprawi i zapcha każdą dziurę...
W dodatku przyznam szczerze: Janusz ma taką rurę,
że bez obaw nas mógłby podłączyć nią do Warty...
Ach przestać mruczeć pod nosem i nie bądź tak uparty.
Idź już idź do tej pracy... Muszę nakarmić Janusza.
Patrz jak on na mnie patrzy... Mało kto mnie tak wzrusza..."

Wniosek prosty jak drut jest: Gdy masz zmieniać kolanko
nie figluj nockę całą chłopie z młodą kochanką,
bo może tak się zdarzyć, że gdy wrócisz do domu
Janusz pił kawę twą będzie, w łóżku, obok twej żony!
;)

am

jestem przecież tylko chwilą
bzu zapachem
snem na jawie
niedokończoną godziną
i niknącą rosą
w trawie

więc nie pytaj nad potrzebę
i nie szukaj
czego nie mam
licz ze mną obłoki w niebie
wierząc że czas
w nas
zatrzymam

am

- / -
zwali ją czarownicą
gdy trzęsła krótką spódnicą
każdy chłop się zachwycał

i komu żal? wszak szkoda
gdy się marnuje moda
i noga młoda
;)


am

czarownica


mówili o niej wiedźma
albo czarownica
znała ją doskonale 
cała okolica

w każdej wsi każda matka
stojąc nad kołyską
mówiła: strzeż się synu
wiedźmy ponad wszystko

ona z tych co przy ogniu
mrużąc oczy kuca
i na niewinnych chłopców
zaklęcia złe rzuca

tak się strzegli panowie
wrażeń silnych głodni
aż oczu od jej bioder
oderwać nie mogli

a ona długo w niebo
bezchmurne spogląda
a czerń źrenic głęboko
błękitem naciąga

gdy ją błękit pochłonie
gdy go wtopi w siebie
nie patrz chłopcze w jej stronę
porwie w niebo ciebie

prawdziwie ludzie twierdzą
że to czarownica
- każdego aż po wieczność
błękit w niej zachwyca

am
nie ufaj poniedziałkom
grają znaczoną kartą
im w żadnym razie nigdy
ufać nazbyt nie warto

będą cię mamić czarować
forteli zechcą użyć
by ci z samego rana
przyszłość szarą wywróżyć

uśmiechnij się pod nosem
pewny bądź - to ułuda
bo wtorek za plecami
niesie już pierwsze cuda

środa z obliczem jasnym
uśmiecha się nieśmiało
i nie mów że nie czujesz:
to środa jakich mało!

potem czwartek szeroko
rozchyli swe ramiona
i o tym że żyć warto
do końca cię przekona

dziś piątek piękny lekki
uśmiecham się do siebie
bo wiem już że i w weekend
może mi być jak w niebie

więc gdy znów w poniedziałek
podniesiesz ciężko ciało
wiedz że wszystko się uda -
co złe już się rozwijało...




am

w kropelkach rosy pierwszy blask
w kolorach liści cienie
mijają dni przepływa czas
umiera w nas marzenie

szarzeje jakość znika treść
i w mgłach codzienne wschody
coraz mniej pewny każdy krok
i trzeszczą życia schody

a kiedy puka w szyby noc
sen staje się ratunkiem
i coraz częściej muska czerń
twe usta pocałunkiem

patrzysz jak znika w słońcu śnieg
pytasz znów o znaczenie
może coś warty życia bieg
może to tylko drżenie...

am