poniedziałek, 24 września 2012

Proza

A ten post to tak z przekory, żeby za nudno i monotematycznie nie było :)
I żeby ktoś nie pomyślał, że bez rymów nie potrafię ;)
Proza.
Temat: Zmysł słuchu
Zapraszam :)


ZMYSŁ SŁUCHU


Obudził go stukot porannego deszczu, dzwoniącego o szyby niczym ministrant w czasie podniesienia - za głośno, zbyt dźwięcznie, przejmująco. Zadrżał. Skulił się i postanowił jeszcze pospać.
Ale nic z tego. Już za moment usłyszał galopadę małych stóp. To dzieci pani Rożek zbiegały po schodach z czwartego pietra, pędząc jak stado dzikich koni. “Łobuzy” - pomyślał z uśmiechem. Oczyma wyobraźni widział ich roześmiane buzie, niedopięte kurtki, falujące za nimi szaliki. Młodość, hałas, tempo. Życie...
Szum szala...Deszcz...


Powoli zsunął nogi z łóżka i poszukał kapci. Wolnym, leniwym krokiem podszedł do okna. Za ścianą ujadał pies sąsiada. Jak zawsze o tej porze. Wycie i pisk. Samotność to ból, z którym mało kto dobrze sobie radzi. Samotność to kanonada trzech dźwięków, zebrana w jeden świdrujący w uszach jęk...Wiedział o tym aż nadto...
Z trudem dotarł do kuchni. Nie lubił wstawać tak wcześnie. Najchętniej spałby do południa, ale dziś miał masę spraw do załatwienia, wiec każda chwila była cenna. Nastawił wodę na kawę i usiadł przy stole.
Szum czajnika działał na niego kojąco. Od dziecka ten dźwięk sprawiał, że gdziekolwiek był, miał wrażenie, że jest w domu. Doświadczał uczucia ciepła. Teraz też usłyszał w głowie głos matki, która z troską pytała: “Jak było w szkole kochanie?” Jej już nie ma. Ale głos wciąż brzmiał w jego głowie. Tak brzmi miłość. Bezinteresowna.
Dźwięki... Całe jego życie to dźwięki...Te dobre. I złe.


Tonął w myślach. Czasem miał wrażenie, że nie żyje w świecie realnym. Że świat to jego dusza, wnętrze które pulsuje i odmierza odcinki czasu. Czas na radość, czas na sen, czas na zadumę... Tik tak, tik tak... Żył w sobie. A jednak bywał na zewnątrz.
Czajnik zagwizdał. Przejmujący pisk niczym nóż odciął go od wspomnień i nakazał powrót do rzeczywistości. Zaparzył kawę. Zjadł śniadanie. Ubrał się. Wyszedł na ulicę.
Świst i gwizd.


Deszcz przestał padać. Ptaki śpiewały z taką energią, że zdawało mu się, iż kumulowały ją w sobie od dawna, by właśnie dziś zabrzmieć z całą mocą. Rozpoznawał głosy poszczególnych gatunków. Ptasie trele. Tirli tirli, grrrruuuu... Rozróżniał niuanse dźwięków, wychwytywał drżenia i nuty, których prawdopodobnie nikt od dawna nie odczuwał. Napawał się dźwiękami natury. A każdy dźwięk był kolorem. Barwą, którą słyszał, którą znał.
Dzień dobry” - przywitał go sąsiad, kiedy przechodził obok osiedlowego sklepiku. Odpowiedział bez jakichkolwiek emocji. Czy dobry...? Taki jak zwykle. Pełen brzmień i pełen ciszy. Naprzemienna kombinacja.
Chwilę później mijał dwie znane wszystkim osiedlowe plotkary. Nie musiał podsłuchiwać. Z góry wiedział co o nim powiedzą. Że żałosny, że w oczy kole...
Słuch to nie zawsze przyjaciel.


Właściwie to lubił ludzi. Nie rozumiał tylko skąd w nich tyle nietaktu i niezrozumienia. A może to strach lub nieśmiałość?
Czuł na sobie wzrok mijanych osób. Nie patrzył im w oczy. Ale to tu to tam dobiegały go śmiechy dzieciaków czy niekontrolowane syknięcia kogoś, obok kogo właśnie przeszedł. Czemu ludzie tak syczą? Jak węże... Aż tyle w nich jadu? Nie wiedział.
W głowie słyszał trzask szyi Nowakowej spod siódemki, kiedy rozmawiała o nim z Babiakową spod ósemki - kiwanie głowy pełne politowania. Trzask, trzask, trzask. A może to trzask troski? Tego też nie wiedział.


Czy strach wydaje dźwięk? Czy współczucie to rozedrgany głos lub gwałtowne zatrzymanie butów na chodniku? Czy pogarda to tylko spojrzenie? Czy to może nosowy wydech, któremu towarzyszy grymas uniesionych warg? Czy ostrożne “stuk stuk” aż tak drażni, by odwracać od tego głowę?

Ludzie chcą nie widzieć. Wolą nie słuchać. Choć mówią nieustannie, nie słyszą niczego. Czy rzeczywistość istnieje? Czy jest tylko namiastką prawdy, którą w sobie budujemy? Ślepi i głusi na innych. Ślepi i głusi na samych siebie. Nieświadomi. Niesłyszący. Śniący na jawie...
Szelest myśli, nieustannie go dopadających, nieustannie w nim brzmiących...


Uff... Załatwił wszystko, co zamierzał. Mógł wrócić do domu.
Zamknie się teraz w czterech ścianach. Jutro nigdzie nie pójdzie. Nie będzie nikogo drażnił opukiwaniem chodników. Zostanie tylko on i tykanie zegara.
On. Który wiele widzi, wszystko słyszy, wie.
On.
Pan Zbyszek z klatki obok.
Niewidomy od urodzenia.
Więzień dźwięków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz