poniedziałek, 20 stycznia 2014

O miłości wzdłuż i wszerz, i naokoło też

Zapytałam kiedyś babcię: Jak to z tą miłością jest? Skąd wiedziała, że dziadek to "ten", czy miłość przychodzi nagle czy to może kwestia pracy i czasu?
Odpowiedziała mi w zaskakujący sposób: "Nie wiem. Nigdy o tym nie myślałam. Miałam męża, to o niego dbałam. Nie miałam głowy do rozmyślania, czy to miłość czy nie."
Wiem, że go kochała. Do dziś, a minęło 21 lat od jego śmierci, mówi o nim z wielkim szacunkiem i czułością.

Sądzę, że wiemy czy kochamy, czy nie kochamy. To tak jak z oddychaniem: nie zastanawiamy się, kiedy wziąć oddech i na ile głęboki, bo robimy to z automatu. Ale wystarczy, by coś uniemożliwiło nam pobranie kolejnej dawki tlenu, by nagle sprawa oddechu stała się priorytetem.
Tak samo z miłością: na co dzień o tym nie myślimy, ale wystarczy by coś zagroziło temu uczuciu, by nagle ze zdwojoną siłą uświadomić sobie, że kochamy. I to jak kochamy!

Usłyszałam kiedyś takie zdanie:
"Chcemy myśleć, że jesteśmy zakochani. Bo boimy się przyznać, że jesteśmy samotni".
Boimy. Jak ognia. Pewnie dlatego godzimy się na nijakie związki, na nieudane małżeństwo, nieszanujące nas dzieci, interesownych przyjaciół.
Ciężko iść samemu przez życie. Nawet iluzja drugiego, pozornie życzliwego nam człowieka, jest lepsza niż puste krzesło naprzeciwko...
Więc jak to jest? Kochamy naprawdę czy tylko udajemy przed sobą, że kochamy, bo tak łatwiej (na pewno?), bo tak bezpieczniej (czy aby?...)?

Podobno: CZŁOWIEK JEST TYM, CO NAJBARDZIEJ KOCHA.
Co kocham najbardziej? Co stanowi wartość, dla której poświęcę wiele (może wszystko?)? Co jest moją siłą napędową? Do jakich myśli uśmiechnę się dziś przed snem? Warto sobie na te pytania odpowiedzieć.
I czy - zgodnie z cytowaną myślą - jestem przykładowo molem, jeśli najbardziej na świecie kocham książki? A może skrawkiem papieru?
A może jednak coś w tym twierdzeniu jest?

Jak to z tą miłością jest, nie wiem. Każdy niech odpowie sobie sam.
Wiem natomiast, że nie sposób kochać drugiego człowieka, jeśli nie potrafi się kochać samego siebie - niedoskonałego, z wadami, może plamami na honorze i kilkoma nierozwiązanymi sprawami z przeszłości.
Z drugiej strony lepiej nie zakochać się w sobie na zabój. Narcyz przecież źle skończył ;)

Znajdźcie złoty środek. Tyle w nas czasu ile oddechu.
Chyba, że jak moja babcia, nie musicie myśleć, bo po prostu WIECIE.
Wiedza z głębi serca przerasta umysł. I przenosi góry...
Tej Wam i sobie życzę :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz