środa, 4 września 2013

Bladoniebieskie oczy


Dziś znów postanowił mnie odprowadzić.
Milczy całą drogę. Jakby oczekiwał, że to ja będę go zabawiała rozmową. A może nie? Może woli ciszę? Nie wiem, nie pytam.

Ma ładną sylwetkę. Jeden z tych słodkich przystojniaków, na których patrzy się z przyjemnością. Bo młody, bo żwawy, energiczny. I te mięśnie widoczne tuż pod skórą...
Lubię obserwować ich ruch. Napinają się pomiędzy łopatkami i mam wrażenie, że żyją własnym życiem, niedostępnym właścicielowi...


Z zasady idzie przede mną pół kroku i udaje, że się nie znamy. Podjęłam tę grę i również nie zwracam na niego zbytniej uwagi. Jednak kiedy zwolnię natychmiast ogląda się za siebie i patrzy na mnie przynaglająco. Przyspieszam. Po co rozdrażniać?

Ma bladoniebieskie oczy. Lekko przekrwione, niedospane, zwykle nieobecne. A może to romantyczna zaduma? Tego też nie wiem.
Włos siwiejący, lekko szpakowaty. Z czułością patrzę na białe nitki za uszami i na czubku brody. Nie on jeden. Cóż, taka natura. I ładnie mu z tym.

Roztargniony. Często wpada na jezdnię mimo czerwonego światła i cofa się zaniepokojony, kiedy samochód prawie w niego wjedzie. Bywa, że kierowca zatrąbi lub wrzaśnie coś przez okno. O, umie się wtedy odszczekać! Więc jednak ma głos (?)...

Lubię te dni, kiedy idziemy we dwoje. Razem, choć pozornie osobno. Blisko siebie.
Mam wtedy wrażenie wspólnoty i przynależności, zainteresowania i opieki. Choć przecież nie jest mój... Choć go nie znam.
Czy ufam?

On.
Srebrzysto-biały husky. Pojawiający się znikąd w okolicach skweru, tuż po siódmej rano... Współtowarzysz mojej porannej wędrówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz