środa, 17 kwietnia 2019

(Gdzieś pomiędzy prozą a wierszem...)

Gdybyś...
Gdybyś mi pachniał domem, rodzinnymi stronami...
Gdybyś miał smak świeżego chleba, miękkość kładącego się na kolanach kota, ciepło dłoni mej babci i dobroć jej oczu…
Gdybyś przyszedł cichutko, niczym ranna mgła i wypełnił sobą wszystkie zakamarki…
Gdybyś usiadł przy stole, popatrzył mi w oczy i chwycił mnie mocno za rękę...
Gdybyś filuternie przymrużył oko i kołysząc nogą bujał na czubku buta moje pragnienia… 

Mogłabym…
Mogłabym zdjąć teatralną maskę, odłożyć ją na półkę,
rozpuścić włosy, lód w oczach i cukier w herbacie
powiedzieć co bolało nim siadłeś naprzeciw
i zapytać co pijesz dziś, jutro, na zawsze...

A ty wpadasz z tupotem, wpuszczasz wiatr w zasłony
krzyczysz kiedy ja milczę, milczysz kiedy słucham
i pytasz mnie wychodząc, kompletnie zdziwiony
czy jestem taka głupia czy też tylko głucha?

Więc ja…
Poleżę, popatrzę,
poczekam, pomyślę.
Może mi przejdzie ta miłość
 co jeszcze nie kwitnie…?

am

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz