Zapytałam kiedyś babcię: Jak to z tą miłością jest? Skąd wiedziała, że dziadek to "ten", czy miłość przychodzi nagle czy to może kwestia pracy i czasu?
Odpowiedziała mi w zaskakujący sposób: "Nie wiem. Nigdy o tym nie myślałam. Miałam męża, to o niego dbałam. Nie miałam głowy do rozmyślania, czy to miłość czy nie."
Wiem, że go kochała. Do dziś, a minęło 21 lat od jego śmierci, mówi o nim z wielkim szacunkiem i czułością.
Sądzę, że wiemy czy kochamy, czy nie kochamy. To tak jak z oddychaniem: nie zastanawiamy się, kiedy wziąć oddech i na ile głęboki, bo robimy to z automatu. Ale wystarczy, by coś uniemożliwiło nam pobranie kolejnej dawki tlenu, by nagle sprawa oddechu stała się priorytetem.
Tak samo z miłością: na co dzień o tym nie myślimy, ale wystarczy by coś zagroziło temu uczuciu, by nagle ze zdwojoną siłą uświadomić sobie, że kochamy. I to jak kochamy!