to było lato z dala od cykad
blask w oczach twych zbierał żniwa
dziś tylko czasem myśl ta przemyka
że byłam wtedy szczęśliwa
drżąca szalona rozkołysana
biegłam przez mgłę o poranku
wiedząc że nocą znów będziesz czekał
w okrytym bluszczem ganku
z tobą przy tobie wśród mchu paproci
na części rozebrana
czyje to usta? czyje to dłonie?
włosy uda kolana?
gestem uśmiechem miękkością spojrzeń
snuła się nasza rozmowa
dziś nie potrafię sobie przypomnieć
ani jednego słowa
ani jednego ciężaru winy
ni jednej obietnicy
pod powiekami zabrałam z sobą
to co się dla mnie liczy
ciepło oddechu dłoń w twojej dłoni
i żal że coś umyka
i zapach włosów i smak poziomek
i słodycz treli słowika
to było lato z dala od cykad
lato co z jesieni kpiło
lato bez trosk bez jutra bez pytań
a może mi się przyśniło...?
am