poniedziałek, 11 marca 2013

A snom na imię było...


Nigdy nie była romantyczką. Owszem, marzyła o miłości szczęśliwej, spełnionej, pochłaniającej. Takiej
rodem z Harlequinów. Mrzonka?
Mrzonka.
Wybierała rozsądnie, bez porywów. Mężczyzn rokujących, raczej majętnych, dogłębnych realistów. Jak ognia unikała artystów, wrażliwców i natchnionych jednostek bredzących o emocjach i żyjących w świecie marzeń.
Żyła nie najgorzej. Może nie tak jak chciała. Może nie upojnie. Ale spokojnie. A spokój po złotym milczeniu i srebrnej mowie był w jej życiu platyną.
Dobrze żyła. Nieciekawie, ale nieźle przecież. Nieźle, prawda?

Aż do pewnego czwartku. Wtedy pojawił się ON. O dziewiątej siedemnaście. Zapamiętała.
Skąd? Znikąd. Od tak, jakby istniał zawsze i nigdy nie odchodził. Był gdzieś pod skórą. Od jej początków, po jej kres.
Wpadł w jej życie jak grom z jasnego nieba. Jak niebo na głowę. Jak …
Poczuła wiatr w żaglach, powiew świeżości, oddech aż do zaparty dech...
Po koniuszki palców czuła dreszcz, który kazał wciąż pisać, szukać, pytać, drążyć. Przebywać. Odczuwać. Współbrzmieć. I istnieć.
Tętniło w niej życie. To z samego dna. To pierwotne. Rozumiane.
Dlaczego ja? - pytała samą siebie – Dlaczego On? Po co aż tak? Dokąd...?...
Setki kilometrów, tysiące myśli, miliony odczuć...
„Uczucie po drucie” - tak to nazywała. Śmiała się i płakała. Traciła i zyskiwała. Pragnęła i odpychała. Love story z nią w rolach głównych.
Banał (?) :/
Wyjechał.
Skończył się sen o życiu nietuzinkowym, innym niż innych.
Zapomniał?
Żyła dalej. Nie! Istniała dalej. Życiem to nie było. Ale jednak BYŁA.

Każdego wieczoru przed snem wspominała. Jego, ich, kilka słów, niedopowiedzenia budujące harmonię i tych kilka wyznań, które burzyły dawny ład i porządek...
Kontemplowała ciszę.
Każdej nocy był z nią, w niej, obok niej, dla niej. Każdego ranka znikał jak dym, który rozwiewa poranna bryza...
Jan. Mężczyzna ze snu. Z filmu o miłości zakończonego brutalnie napisem „The end”. 

Jej Jan, choć już nie jej...

Gdzieś w tle „Simple the best”. Budzik przerwał i tak zbyt piękny sen, by mógł się spełnić... „Marzenia nigdy się nie spełniają. Nie takiej, jak ja...” – pomyślała.
Nie wiedzieć czemu budzik nie przestawał dzwonić. Zaraz zaraz... Budzik? W niedzielę? Spojrzała zaskoczona na tarczę zegara - dziewiąta siedemnaście.
Na wyświetlaczu wciąż dzwoniącego telefonu wyświetlało się imię: 
JAN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz