Na chwilę przed północą
pojawił się za szybą,
palcem w okno zastukał
- twarz miał jasną, szczęśliwą.
Wiesz - szepnął - tam na górze,
na wchód od Niedźwiedzicy,
siedzi z liczydłem skryba
i grzechy ludziom liczy.
Dodaje i przemnaża,
strasznie jest tym przejęty,
a pan Bóg w głos się śmieje
i klaszcze dla zachęty,
bo żart mu pysznie wyszedł
i skryba nie wie wcale,
że w każdym piórze w niebie
jest sympatyczny atrament!
Słuchaj więc - kończy przybysz -
liczydeł się nie lękaj
i co rano z ufnością
przed Nim w ciszy przyklękaj.
Puści w niepamięć błędy,
bo już w tym boża głowa,
by skryba swe rachunki
wszczynał i gubił od nowa.
Wstał, zgasił świecę i palcem
pióra świetliste wygładził
i poszedł o świcie w słońce,
łuk tęczy go poprowadził.
Czasem, gdy noc jest jasna
cień jego skrzydeł widzę.
Lżej mi wtedy na sercu.
I jakby mniej się wstydzę...
am
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz