I żeby ktoś nie pomyślał, że bez rymów nie potrafię ;)
Proza.
Temat: Zmysł słuchu
Zapraszam :)
ZMYSŁ
SŁUCHU
Obudził
go stukot porannego deszczu, dzwoniącego o szyby niczym ministrant w
czasie podniesienia - za głośno, zbyt dźwięcznie, przejmująco.
Zadrżał. Skulił się i postanowił jeszcze pospać.
Ale
nic z tego. Już za moment usłyszał galopadę małych stóp. To
dzieci pani Rożek zbiegały po schodach z czwartego pietra, pędząc
jak stado dzikich koni. “Łobuzy” - pomyślał z uśmiechem.
Oczyma wyobraźni widział ich roześmiane buzie, niedopięte kurtki,
falujące za nimi szaliki. Młodość, hałas, tempo. Życie...
Szum
szala...Deszcz...
Powoli
zsunął nogi z łóżka i poszukał kapci. Wolnym, leniwym krokiem
podszedł do okna. Za ścianą ujadał pies sąsiada. Jak zawsze o
tej porze. Wycie i pisk. Samotność to ból, z którym mało kto
dobrze sobie radzi. Samotność to kanonada trzech dźwięków,
zebrana w jeden świdrujący w uszach jęk...Wiedział o tym aż
nadto...
Z
trudem dotarł do kuchni. Nie lubił wstawać tak wcześnie.
Najchętniej spałby do południa, ale dziś miał masę spraw do
załatwienia, wiec każda chwila była cenna. Nastawił wodę na kawę
i usiadł przy stole.
Szum
czajnika działał na niego kojąco. Od dziecka ten dźwięk
sprawiał, że gdziekolwiek był, miał wrażenie, że jest w domu.
Doświadczał uczucia ciepła. Teraz też usłyszał w głowie głos
matki, która z troską pytała: “Jak było w szkole kochanie?”
Jej już nie ma. Ale głos wciąż brzmiał w jego głowie. Tak brzmi miłość. Bezinteresowna.
Dźwięki...
Całe jego życie to dźwięki...Te dobre. I złe.
Tonął
w myślach. Czasem miał wrażenie, że nie żyje w świecie realnym.
Że świat to jego dusza, wnętrze które pulsuje i odmierza odcinki
czasu. Czas na radość, czas na sen, czas na zadumę... Tik tak, tik
tak... Żył w sobie. A jednak bywał na zewnątrz.
Czajnik
zagwizdał. Przejmujący pisk niczym nóż odciął go od wspomnień
i nakazał powrót do rzeczywistości. Zaparzył kawę. Zjadł
śniadanie. Ubrał się. Wyszedł na ulicę.
Świst
i gwizd.
Deszcz
przestał padać. Ptaki śpiewały z taką energią, że zdawało mu
się, iż kumulowały ją w sobie od dawna, by właśnie dziś
zabrzmieć z całą mocą. Rozpoznawał głosy poszczególnych
gatunków. Ptasie trele. Tirli tirli, grrrruuuu... Rozróżniał
niuanse dźwięków, wychwytywał drżenia i nuty, których
prawdopodobnie nikt od dawna nie odczuwał. Napawał się dźwiękami
natury. A każdy dźwięk był kolorem. Barwą, którą słyszał,
którą znał.
“Dzień
dobry” - przywitał go sąsiad, kiedy przechodził obok osiedlowego
sklepiku. Odpowiedział bez jakichkolwiek emocji. Czy dobry...? Taki
jak zwykle. Pełen brzmień i pełen ciszy. Naprzemienna kombinacja.
Chwilę
później mijał dwie znane wszystkim osiedlowe plotkary. Nie musiał
podsłuchiwać. Z góry wiedział co o nim powiedzą. Że żałosny,
że w oczy kole...
Słuch
to nie zawsze przyjaciel.
Właściwie
to lubił ludzi. Nie rozumiał tylko skąd w nich tyle nietaktu i
niezrozumienia. A może to strach lub nieśmiałość?
Czuł
na sobie wzrok mijanych osób. Nie patrzył im w oczy. Ale to tu to
tam dobiegały go śmiechy dzieciaków czy niekontrolowane syknięcia
kogoś, obok kogo właśnie przeszedł. Czemu ludzie tak syczą? Jak
węże... Aż tyle w nich jadu? Nie wiedział.
W głowie słyszał trzask szyi Nowakowej spod siódemki, kiedy rozmawiała o nim z Babiakową spod ósemki - kiwanie głowy pełne politowania. Trzask, trzask, trzask. A może to trzask troski? Tego też nie wiedział.
W głowie słyszał trzask szyi Nowakowej spod siódemki, kiedy rozmawiała o nim z Babiakową spod ósemki - kiwanie głowy pełne politowania. Trzask, trzask, trzask. A może to trzask troski? Tego też nie wiedział.
Czy
strach wydaje dźwięk? Czy współczucie to rozedrgany głos lub
gwałtowne zatrzymanie butów na chodniku? Czy pogarda to tylko
spojrzenie? Czy to może nosowy wydech, któremu towarzyszy grymas
uniesionych warg? Czy ostrożne “stuk stuk” aż tak drażni, by
odwracać od tego głowę?
Ludzie
chcą nie widzieć. Wolą nie słuchać. Choć mówią nieustannie,
nie słyszą niczego. Czy rzeczywistość istnieje? Czy jest tylko
namiastką prawdy, którą w sobie budujemy? Ślepi i głusi
na innych. Ślepi i głusi na samych siebie. Nieświadomi.
Niesłyszący. Śniący na jawie...
Szelest
myśli, nieustannie go dopadających, nieustannie w nim brzmiących...
Uff...
Załatwił wszystko, co zamierzał. Mógł wrócić do domu.
Zamknie
się teraz w czterech ścianach. Jutro nigdzie nie pójdzie. Nie
będzie nikogo drażnił opukiwaniem chodników. Zostanie tylko on i
tykanie zegara.
On.
Który wiele widzi, wszystko słyszy, wie.
On.
Pan
Zbyszek z klatki obok.
Niewidomy
od urodzenia.
Więzień dźwięków.
Więzień dźwięków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz