poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Struna

Struna pożądania. Nie mogę niczego już zrobić - ani zapomnieć, ani oszukać, ani zgubić...

Znowu cię widziałam. Szedłeś z żoną, wpatrzony w jej oczy, nie widziałeś ani świata, ani mnie. Dlaczego?
Nie wiem.
Nie wiem co ma ona, czego nie mam ja. I pewnie nigdy się nie dowiem...

Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam. Niedzielna msza, trzecia ławka, marynarka ze sztruksu w kolorze khaki. Niby nic, a jednak kiedy usiadłam obok ... przepadłam na zawsze! Twój zapach wypełnił mnie i został tam jak "amen", które wypowiedzieliśmy tak zgodnie.  Nie zastanawiałam się kim jest kobieta po twojej prawej stronie. Dla mnie nie istniała.
Dla ciebie nie istnieję ja.
Niewiele pamiętam z tamtej mszy. Może to, że koronka drażniła napięte sutki, a spocone dłonie raz po raz ocierałam o uda? Ciepło było, lipiec.

Mój Bóg nie pozwala mi na ciebie. Jesteś naznaczony inną, a "nie pożądaj żony (męża!) bliźniego swego..." wbito mi mocno do głowy...
Demony śmieją mi się w twarz. Przegrywam każda walkę. I tę niedzielną, gdy zamiast słów proboszcza słyszę tylko twój głos. I tę w nocy, kiedy każdy mój oddech jest przedłużeniem wyobrażenia twojego, każdy jęk pragnieniem ciebie, każdy szept tęsknotą, której nie wypowiem, choć krzyczy i rozrywa...
Nie mam prawa.
Nie mam?

Przeżera mnie, przecina, trawi, to niechciane, nieczekane, pochłaniające...
Nie mam?

Nawet proboszcz zauważył moje coraz krótsze sukienki...
Ty widzisz?

Mnie już nie ma.
Na nici pożądania zawiesiłam rozsądek, przyszłość i swoje imię. Zerwij je. Chcesz? 
Nie chcesz. Nie sięga się po coś, o czym nie wiemy, że jest...
Mimo to czekam. Naiwnie. Napięta jak struna. Gotowa, by zabrzmieć raz i pęknąć. Lecz pozostawić dźwięk, ponad wszystkim co mija i co nadchodzi.
Tylko tyle i aż tyle.
Może kiedyś spróbujesz...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz