Nigdy nie była romantyczką. Owszem,
marzyła o miłości szczęśliwej, spełnionej, pochłaniającej.
Takiej
rodem z Harlequinów. Mrzonka?
rodem z Harlequinów. Mrzonka?
Mrzonka.
Wybierała rozsądnie, bez porywów.
Mężczyzn rokujących, raczej majętnych, dogłębnych realistów.
Jak ognia unikała artystów, wrażliwców i natchnionych jednostek
bredzących o emocjach i żyjących w świecie marzeń.
Żyła nie najgorzej. Może nie tak jak
chciała. Może nie upojnie. Ale spokojnie. A spokój po złotym
milczeniu i srebrnej mowie był w jej życiu platyną.
Dobrze żyła. Nieciekawie, ale nieźle
przecież. Nieźle, prawda?
Aż do pewnego czwartku. Wtedy pojawił
się ON. O dziewiątej siedemnaście. Zapamiętała.
Skąd? Znikąd. Od tak, jakby istniał
zawsze i nigdy nie odchodził. Był gdzieś pod skórą. Od jej
początków, po jej kres.
Wpadł w jej życie jak grom z jasnego
nieba. Jak niebo na głowę. Jak …
Poczuła wiatr w żaglach, powiew
świeżości, oddech aż do zaparty dech...
Po koniuszki palców czuła dreszcz,
który kazał wciąż pisać, szukać, pytać, drążyć. Przebywać.
Odczuwać. Współbrzmieć. I istnieć.
Tętniło w niej życie. To z samego
dna. To pierwotne. Rozumiane.
Dlaczego ja? - pytała samą siebie –
Dlaczego On? Po co aż tak? Dokąd...?...
Setki kilometrów, tysiące myśli,
miliony odczuć...
„Uczucie po drucie” - tak to
nazywała. Śmiała się i płakała. Traciła i zyskiwała. Pragnęła
i odpychała. Love story z nią w rolach głównych.
Banał (?) :/
Wyjechał.
Skończył się sen o życiu
nietuzinkowym, innym niż innych.
Zapomniał?
Żyła dalej. Nie! Istniała dalej.
Życiem to nie było. Ale jednak BYŁA.
Każdego wieczoru przed snem wspominała.
Jego, ich, kilka słów, niedopowiedzenia budujące harmonię i tych
kilka wyznań, które burzyły dawny ład i porządek...
Kontemplowała ciszę.
Każdej nocy był z nią, w niej, obok
niej, dla niej. Każdego ranka znikał jak dym, który rozwiewa
poranna bryza...
Jan. Mężczyzna ze snu. Z filmu o
miłości zakończonego brutalnie napisem „The end”.
Jej Jan,
choć już nie jej...
Gdzieś w tle „Simple the best”.
Budzik przerwał i tak zbyt piękny sen, by mógł się spełnić...
„Marzenia nigdy się nie spełniają. Nie takiej, jak ja...” –
pomyślała.
Nie wiedzieć czemu budzik nie
przestawał dzwonić. Zaraz zaraz... Budzik? W niedzielę? Spojrzała
zaskoczona na tarczę zegara - dziewiąta siedemnaście.
Na wyświetlaczu wciąż dzwoniącego
telefonu wyświetlało się imię:
JAN...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz