Okres drugiej wojny światowej to mój konik. Może to źle brzmi, w odniesieniu do takich kwestii jak holokaust, obozy koncentracyjne, Syberia...
Więc może inaczej: to okres, w którym człowiek pokazał ile w nim człowieka. To czas, który był swojego rodzaju sprawdzianem dla ludzkości. To czas, którego nie wolno nam zapomnieć.
Czy zdaliśmy ten egzamin?
Czy dziś byśmy go zdali?
Myślę, że nie ma wśród Was ani jednej osoby, która nie znałaby tematu obozów, łagrów, więzień, tortur i łapanek. Pewnie każdy coś czytał, może ktoś miał w rodzinie kogoś, kto przeżył piekło II wojny światowej i mógł o tym opowiedzieć?
Na pewno każdy z Was ma na ten temat swoje zdanie.
Miałam wujka, który wrócił z robót przymusowych w Niemczech. Nigdy nie chciał o tym opowiadać. Tylko jeden raz, na naszą prośbę, w jesienny wieczór, wypowiedział kilka zdań na temat pracy w fabryce i widzianych tam scen. Mam na myśli bicie i szczególnie zapamiętany brutalny gwałt na polskiej robotnicy. Spazmatyczny płacz uniemożliwił mu dalsze mówienie. Nigdy więcej nie pytaliśmy, a on nigdy nie mówił. Ale nie wątpię, że nigdy o tym nie zapomniał.
Pamiętam opowieść o ucieczce dziadka z transportu na Majdanek i o ukrywaniu się pod podłogą domu, w ziemnej jamie, kiedy w pokoju nad nim czekali Niemcy...
Pamiętam też historię babci. Kiedyś wracając do domu z rodzicami (miała wtedy 8 lat, mieszkali na wsi) zobaczyli w pobliżu domu Niemca. Kazał im uciekać, bo zaraz rozpocznie się bombardowane. Pobiegli na pola, przeleżeli bombardowanie. Po domu został tylko głęboki lej...
Ów Niemiec, kimkolwiek był, ocalił moją rodzinę. W jakiś sposób to dzięki niemu istnieję.
Nie chcę się bawić w ocenę narodów, postaw, okrucieństwa i skłonności do zwierzęcych zachowań w człowieku (choć czasem czytając wspomnienia i pamiętniki, mam ochotę komuś...!).
Nie mnie to oceniać. Nie wiem jak zachowałabym się głodując miesiącami, na torturach czy w zamarzając syberyjskiej tajdze...
Wielu pyta:" Gdzie wtedy był Bóg. Dlaczego na to pozwolił?
Ja zapytam inaczej: Gdzie wtedy był człowiek? Bo przecież świat to miliardy ludzi i większość z nich nie jest mordercami, psychopatami, sadystami. Jak to się stało, że narody poszły za głosem szaleńca, że inni dołączyli, że dobrzy ludzie zostali zakrzyczani i zdeptani przez zło? "Dla triumfu zła potrzeba tylko, żeby dobrzy ludzie nic nie robili" pisał E. Burke. Nic dodać, nic ująć.
Ale przecież jednak w ogólnym rozrachunku zło zostało powstrzymane.
"Złe nie śpi, natomiast dobre zasypia bardzo często" (Stefan Kisielewski). I chyba w tym rzecz.
Jest taki fragment w ewangelii, kiedy Jezus modli się w Ogrójcu i prosi uczniów, by z nim czuwali na modlitwie. Nigdy ich o to nie prosił, teraz nie chciał być sam. Czuł, że zło nie śpi, że za moment uderzy. Nie chciał być wtedy sam.
Był. Oni spali. Nieświadomi. A zło nie, zło czuwało. Judasz działał prężnie - biegał za srebrnikami, prowadził żołnierzy do Jezusa. Zło się spieszyło, nie marnowało - jak dobro - czasu na sen.
Ile zależy od jednego człowieka? Jak często mówimy sobie: A co ja mogę?
Ale niech co drugi powie sobie: Mogę, to ilu ich będzie? Rzesza!
Może Bóg spał. A może patrzył, ilu zasnęło.
Może i próbował budzić, a może jak wtedy, na Golgocie, pozwolił,by człowiek zrealizował swój plan?
Golgota miała najwyższy sens. Czy odnajdziemy też sens w obozach, łagrach, więzieniach, zamachach terrorystycznych, tragediach, wypadkach? Nie wiem.
Wiem natomiast, że powinniśmy czuwać. Zawsze. By znów nie zasnąć, w obliczu zła...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz